środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział 3

     Wstałam. To był pierwszy raz w moim mieszkaniu. Pokój rozświetliły zniekształcone roletą,  niczym oblane złocieniem  promienie słońca. Był to rześki poranek. Przyzwyczajona do duszącego ciepła, obudziłam się z drżącymi nogami, która siniały coraz chłodniejszą purpurą. Klimat mi nie sprzyjał. Kiedy już ociężała wygramoliłam się z łóżka i zaliczyłam poranną toaletę, założyłam przygotowane ubiegłego wieczora ubrania.
Dzień zapowiadał się...przejrzyście. Niebo zarysowane niebieskim płótnem, rozwidlone między londyńskimi ulicami, prawie dorównywało amerykańskim porankom w Atlancie. Prawie. Ale kto by to oceniał...
     Owinęłam się ciaśniej apaszką i zamknęłam za sobą drewniane drzwi. W końcu pustą lodówkę trzeba zapełnić. Ludzie pełni obojętności wobec siebie, z przepychem mijali się na tle oszklonych kolosów i zamglonych startą cegłą kamienic z wielokolorowymi szyldami. Każdy z nich przedstawiał oddzielny produkt. W blokowych budynkach na parterze mieściły się skromne sklepiki z tanią żywnością, warzywniaki i skupy używanej odzieży. Na wyższych piętrach mieszkali ludzie. Na ich parapetach, zwichrowane wiatrem zwisały koszyczki z najczęściej czerwonymi żonkilami. Zaczęłam przypuszczać, że tylko ja jestem tutaj pogodnym człowiekiem, ponieważ  u żadnego z przechodni nawet cień uśmiechu nie zamajaczył na ustach. Wszyscy niczym kamienne posągi, albo roboty zaprogramowane na jedną czynność, byli niczym wyzuci z jakichkolwiek emocji. Czy wszyscy byli aż tak zajęci, tak spracowani, czy po prostu niezadowoleni ze swojego obecnego życia? Momentalnie ktoś niezbyt delikatnym szarpnięciem, zatrzymał mnie i ustawił w bezruchu, bym mogła się powoli obrócić w stronę nieznajomej mi osoby. Był to kilka centymetrów wyższy mężczyzna o garbatej budowie i podstępnym uśmiechu. Jego zgryz zdobił srebrny, ułamany do połowy ząb. Miał na sobie biały fartuch. Oblizałam niepewnie spierzchnięte wargi i obcięłam starca podejrzliwym wzrokiem.
- Dzień dobry? - zagaiłam wycofując się o kilka kroków. Mężczyzna chyba był sprzedawcą.
- Witaj, złotko. Czy chciałabyś zakupić, oczywiście w korzystnej cenie.- chwycił w zabrudzone ziemią dłonie, przerośnięte jabłka, które jakby wypolerowane mieniły się krwistą czerwienią.- te dorodne owoce, z rodzimego gospodarstwa? - jego uśmiech stał się aż obsesyjny.

- Nie ma pan dużego ruchu, prawda? - zapytałam posyłając mu pełne współczucia spojrzenie. Starcowi jakby zmiękły kolana ze zdziwienia. Zniżył się jeszcze bardziej, ukazując rząd nieregularnie wystających kręgów, które odznaczały się na jego plecach. Aż żal człowieka, musiały go tak strasznie boleć.
- Interes się nie kręci złotko, jeżeli nie ma klientów, kupujesz te jabłka czy nie?- warknął oschle, po czym splunął na chodnik, tuż obok swojej nogi. Mężczyzna chyba nie lubi, kiedy okazuje mu się współczucie.
- Kupuję.- odpowiedziałam. Zajrzałam do torby, by z kolei wyjąć z niej kilka funtów. Przekazałam je mężczyźnie, w zamian otrzymując kilogram, miejmy nadzieję, soczystych jabłek.
- Ale to więcej niż, cena owoców... - przyznał sprzedawca, wyciągając rękę z pieniędzmi w moją stronę.
- Każdy przecież ma jakieś wydatki.- uśmiechnęłam się przelotnie, po czym ponownie zacisnęłam usta w cienką linię.- Niech pan to przyjmie jako podarunek od Alex.- dopowiedziałam odchodząc od stoiska starcy. Każdy zasługuje na odrobinę dobroci, a sądząc po minach tych ludzi, od nich zapewne tego nie dostanie.
- Kwiaty dla pięknej pani? - odezwał się kolejny sprzedawca, ze stoiska z roślinami. Wzdrygnęłam się ze strachu, mimowolnie cofając o kilka kroków, tak jak poprzednim razem. Moja ręka bezwiednie powędrowała ku sercu, by uspokoić jego rytm. Mężczyzna o krągłej twarzy, zaśmiał się w głos, ukazując rząd jasnych zębów. Odwzajemniłam gest, zaczepiając wzrok na pięknych barwach rzadko spotykanych kwiatów i wstążkach, które powiewały na wietrze, przyczepione do prowizorycznego stoiska. Sprzedawca był nieco starszy ode mnie, ale nie wiele. Chłopak raptownie odsunął się od swojego stolika z kasą i leniwym krokiem, stanął u mojego boku, szczerząc się od ucha do ucha.
- To dla Ciebie.- powiedział, praktycznie szeptem, po czym wręczył mi świeżo zakwitniętą, fioletową różę z białą wstążką zawiązaną u góry, w miejscu zwężenia łodygi. Poczułam jak moje policzki aż pali od zawstydzenia. Nigdy nie byłam w tak niekomfortowej sytuacji, mianowicie, żaden chłopak nie dawał mi takiego typu prezentu. Była to dla mnie nowość, na szczęście miła nowość.
- Co oznacza kolor fioletowy?- zagadnęłam, przekręcając między palcami szorstką łodygę. Chłopak stał nieprzyzwoicie blisko mnie. Trochę mi to przeszkadzało. 

- Miłość od pierwszego wejrzenia. - rzekł niskim głosem, chyba próbując być kuszącym. Odchrząknęłam znacząco odsuwając się na odległość około metra.
- Jestem Alex.- powiedziałam nerwowo, kierując ku niemu drżącą rękę.
- Ashton. - Ukłonił się nieznacznie, będąc twarzą na wysokości mojej dłoni. Chwycił ją, po czym musnął delikatnie ustami, zewnętrzną stronę ręki. Poczułam mrowienie w całym ciele. Otrząsnęłam się, kiedy zamglone myśli stały się praktycznie rzeczywistością.
- Jesteś kwiaciarzem? - zapytałam, całkowicie zmieniając mimikę twarzy. Miałam wrażenie, że moje policzki są już purpurowe od przenikliwego spojrzenia.
- Nie.- zaśmiał się kokieteryjnie.- Powiedzmy, że to biznes rodzinny.
- Jak cudownie!- zawrzałam radośnie. Aston uniósł brwi ku górze, patrząc na mnie ze zdziwieniem. Włożył ręce do kieszeni, nisko opuszczonych spodni.- Zawsze chciałam, żeby moja matka była kwiaciarką.- dopowiedziałam z rozczarowaniem w głosie.
- A czym się zajmuje?- zagadnął, patrząc niecierpliwie. Był taki przyjemny do rozmowy.
- Coś z bankowością.- odrzekłam.- powiedzmy, że wyjaśnia ludziom jak wypełnić umowy i takie tam.- momentalnie na moje usta wstąpił uśmiech. Jednak musiałam iść na zakupy, jedzenie same w lodówce się nie znajdzie. Między nami nastała cisza, kiedy wyciągnęłam telefon z torebki i sprawdziłam godzinę.
- Wiesz, Ashton, czas na mnie.- powiedziałam niepewnie, poprawiając uścisk na siatce od jabłek.
- Nie ciekawie.- odparł z uśmiechem.- Do zobaczenia, Alex.- Machnęłam ręką, zajętą przez podarowaną od niego różę. Przyjemny chłopak, nie powiem.
     Szłam dalej przez miasto, mając wrażenie, że ludzie z późniejszą porą nabierają większej chęci do życia.
Przed jednym ze sklepów zebrała się większa grupka przechodniów. Zaintrygowana zaciekawieniem tych ludzi przepchnęłam się przez człowieczy mur... i dostrzegłam cudo. Burza kasztanowych loków, które połyskiwały na słońcu, zakrywała mu nieznacznie twarz. Miał pełne usta, różowe niczym dojrzała malina. Kiedy nic nie mówił, były lekko rozchylone, jakby nabrzmiałe od ciągłych pocałunków. Kokieteryjnie uśmiechał się do każdej kobiety, która zawiesiła na nim wzrok. Był wysoki, dużo wyższy ode mnie. Jego szerokie ramiona odznaczały się na białej koszulce. Nogi miałam jak z waty. Jego uroda przytłaczała chyba każdą z zebranych osób płci żeńskiej, a on doskonale zdawał sobie z tego sprawę, kiedy unosił do góry ręce i napinał mięśnie bicepsów. U jego stóp leżał kapelusz. Na jego dnie połyskiwało kilka funtów i guma do żucia. Dopóki nie zaczął swojego przedstawienia, nie miałam pojęcia, dlaczego wszyscy tak bacznie go obserwują. Z kieszeni wyjął talię kart i przełożył ją między rękami, ukazując wszystkie symbole i liczby. Wybrał jakąś ochotniczkę. Była to wypudrowała landryna w obcisłych szortach. A któż by inny... Kazał jej wyjąć jedną z nich i zapamiętać nominał, po czym wsunąć ją spowrotem między inne karty. Mignął jej kilkoma pomiędzy oczami, po czym z tej samej kieszeni, do której wcześniej zaglądał, wyjął zapamiętaną przez blondynę. Wszyscy klaskali z zachwytem, wiwatując jak na trybunach podczas meczu. Widziałam jak oszukiwał, ale robił to w taki uroczy sposób, że chociaż nie klaskałam, to szczerzyłam się jak głupia.
- Ktoś chyba nie wierzy w moją magię.- o matko, on zwrócił się do mnie! Miał taki niski, ochrypły głos. Uśmiechnął się ironicznie, unosząc tylko lewy kącik ust, przy który pojawiło się delikatne wgłębienie. Myślałam, że zemdleję tam. Jeszcze nigdy, nikt nie wydawał się mi tak przystojny. Sama byłam zdziwiona swoim zachowaniem, swoim nieregularnym biciem serca i tej lekkości w dole brzucha. Żołądek przewrócił mi się do góry nogami z ekscytacji.Chłopak stanął bliżej, bliżej niż bym chciała.
- Trzeba jej udowodnić, że moja magia jest prawdziwa. - tym razem nie zwrócił się tylko do mnie, co szczerze zabolało. Niespodziewanie, albo i zdarzyło się to trochę wolniej, ale byłam zbyt zapatrzona w jego oczy, by móc dostrzec cokolwiek innego, pociągnął za koniec mojej apaszki i szybkim ruchem zerwał ją z mojej szyi, jakby jej w ogóle nie było. Poczułam jak moje ciało otula nieprzyjemny chłód. Już nie patrzył mi w oczy. Odsunął się ponownie na środek swojej sceny, moszcząc w rękach moją apaszkę. Zagryzłam wargę, nie mogąc opanować zachwytu. Machnął nią w górze. Frędzelki zatrzepotały na wietrze i w ułamku sekundy z pomiędzy materiału wyfrunęły dwa białe gołębie. Tym razem nie mogłam nie uwierzyć. Z moich ust nie schodził uśmiech. W przypływie nagłej odwagi, złapałam moją różę nieco niżej, po czym rzuciłam w stronę kapelusza. Chłopak nawet na nią nie spojrzał, ale na pewno widział, że ją miałam. Musiał widzieć. Ludzie zaczęli się rozchodzić, jakby wcześniej nic tu się nie wydarzyło, a ja stałam jak wryta, nawet nie zauważając, jak moje cudo odeszło. Odeszło z moją apaszką. Różę też zabrał.


_______________________________________________________________________________
Minęło trochę czasu odkąd dodałam poprzedni rozdział. Nie było to zamierzone i mam nadzieję, że się więcej nie powtórzy, bo takie długie przerwy dobrze nie wróżą...
Jak wam się podobało pierwsze "spotkanie" Harrego i Alex.? :D Mam nadzieję, że was zaciekawiło, ponieważ było napisane całkowicie na spontanie, początkowo miało wyglądać odrobinę inaczej.... :)



6 komentarzy:

  1. Boziu to ff jest cudowne! A przynajmniej ten rozdział! Od razu biorę się za czytanie poprzednich dwóch rozdziałów, boże, boże! *.* Mam nadzieję, że następny rozdział pojawi się dość szybko! @iminlovewithzen

    OdpowiedzUsuń
  2. Magik? OMG XD
    Jest interesująco ^.^
    Ale dotarła do mnie imitacja złodzieja. Uhuhu c: Nie wiem czy to było zamierzone

    Czekam na następny ;)
    ~C.Rose~

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowne fanfiction :)
    Podoba mi sie, hihi dzieje sie jest interesujące :)
    Czekam na nastepny
    @fancygrandee

    OdpowiedzUsuń
  4. Blagam informujesz na twitterze? @Love_punk_larry

    OdpowiedzUsuń
  5. Prosisz, abym zostawiła komentarz,to zostawiam.
    To oto ff jest cudowne. Bardzo mi sie podoba. Jest dość ciekawe.
    Czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetnie, jeszcze lepszego bloga chyba nie czytałam .Oby tak dalej .Cudownie nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. :)

    OdpowiedzUsuń